PIOTR GULBICKI
Pasja wolności
Prześladowania. Za poglądy polityczne, religijne, obyczajowe… W wielu zakątkach świata to ciągle norma. – Stało się plagą, że politycy nie zajmują się tym, czym powinni. Na szczęście są artyści, którzy nie boją się totalitarnych reżimów, dla których możliwość swobodnej wypowiedzi jest jak powietrze – mówią organizatorzy londyńskiego festiwalu „Passion for Freedom”.
Malarstwo, instalacja, rzeźba, rysunek, grafika… Różne techniki, różne formy artystycznego wyrazu. I wspólny mianownik – sprzeciw wobec cenzury, wyrażający się w dążeniu do nieskrępowanego wyrażania swoich przekonań. W różnych dziedzinach, na różnych płaszczyznach. Nie od dziś wiadomo, że sztuka przełamuje tabu.
Cisi obserwatorzy
To wydarzyło się całkiem niedawno. Aresztowanie sześciu irańskich filmowców; kara roku więzienia i dziewięćdziesięciu batów dla aktorki Marzieh Vafamehr za udział w nieprawomyślnym filmie; areszt dla reżysera Jahara Panahi. To przykłady, podobnych sytuacji jest znacznie więcej.
– Trzeba je nagłaśniać, wobec łamania prawa nie można przechodzić obojętnie. Trudno nie zgodzić się ze stwierdzeniem Ervina Strauba, że masowa przemoc rozwija się stopniowo, małymi kroczkami. Zaczyna się od wyłączenia poza nawias społeczeństwa pojedynczych osób oraz tworzenia urzędów, które służą dyskryminacji. Na szczęście artyści nie pozostają cichymi
obserwatorami usprawiedliwiającymi swoje sumienie stwierdzeniem, że to drobna sprawa. Wręcz przeciwnie – wiedzą, że sprawa jest wystarczająco poważna, żeby podjąć działania – mówi Agnieszka Kolek, kuratorka „Passion for Freedom”. Pisarka, fotograficzka, rysowniczka. Pochodząca z Katowic, od dziesięciu lat zakotwiczona w Londynie, od początku zaangażowana jest w organizację tej imprezy. Imprezy, której pierwsza edycja odbyła się w 2009 roku. To była spontaniczna akcja, grupa przyjaciół z Anglii, Francji, Niemiec, Polski, Rosji, Czech, Iranu i Pakistanu – na co dzień dziennikarzy, artystów, architektów – postanowiła działać. Nie tylko w swoim imieniu. Do akcji przyłączyła się organizacja One Law for All prowadzona przez Maryam Namazie, prowadząca kampanię na rzecz zaprzestania sądów Szariatu w Wielkiej Brytanii.
Samotni na tle tłumu
Ponad sto osób, wielu młodych ludzi. Unit 24 Gallery, galeria prowadzona przez Polkę Annę Cerelczak, to znakomite miejsce na tego typu ekspozycje. Centrum Londynu, nastrojowy klimat. Na dwóch kondygnacjach prezentowane są prace 26 artystów z dwunastu krajów, w tym również z Polski. Rzeźbiarz Artur Zarczyński, graficzka Ewa Zasada, fotograf i grafik Roland Okoń. A także rzeźbiarka i malarka Magdalena Czubak-Vlasak, na stałe mieszkająca w Bostonie. Jej obraz pt. „No Title (And Not Needed Ones Are Needed)” jest jednym z ciekawszych podczas pokazu. Na pierwszy rzut oka praca odwołuje się do tradycyjnego polskiego folku – szarzy ludzie, niczym wycinanki, wypełniają całą powierzchnię. Ciemne tło, ciekawa konstrukcja. I dwie osoby wyróżniające się na tle tłumu. Samotne, wyalienowane. Żółtą postać przekreśla czarna linia, z kolei patrząc na czerwoną ma się wrażenie niepewności – co do jej losu i przeznaczenia.
– Bardzo bym chciała żeby moja twórczość odzwierciedlała emocje, które mam w sobie. Tak, żeby widzowie mogli razem ze mną odbyć artystyczną podróż, której celem jest uwrażliwienie na otaczającą rzeczywistość – mówi Czubak-Vlasak.
Degustujemy wino, rozmawiamy o sztuce. A także o polityce, bo obecna wystawa jest jej pokłosiem. Instalacja składająca się z wiszących noży, zakrwawiona futbolówka, obraz przedstawiający egzekucję skazańców.
– Wolna dyskusja i swoboda w krytykowaniu tradycji, kultury czy religii to podstawy postępu. Nie można ich zdusić w zarodku tłumacząc to brakiem szacunku czy obrażania czyichś uczuć – mówi jeden z gości.
To nie jest film
„The Sleepwalker”. Ta rzeźba włoskiego artysty Axella Russo z daleka bije po oczach. Postać o zdeformowanym kształcie, pytania o to, jak kulturowe konteksty, tradycja i religia kształtują ludzi. A na poduszce przymocowanej sznurkiem wyszyte teksty przypominające o prześladowaniach, przemocy, cierpieniu…
– Z roku na rok nasz festiwal się rozwija zyskując coraz większe znaczenie i prestiż. Dla moich przyjaciół to jedyna możliwość żeby móc odważnie, bez cenzury i poważnych konsekwencji (włączając w to karę śmierci) móc pokazać chociażby piękną, nagą kobietę – mówi współorganizatorka imprezy, pochodząca z Iranu Fershte.
Gościem honorowym festiwalu był jej rodak, znany reżyser Jafar Panahi, zdobywca Złotego Lwa na festiwalu w Wenecji w 2000 roku – skazany w swoim kraju na sześć lat więzienia i 20-letni zakaz pracy reżyserskiej za szerzenie propagandy przeciw państwu. Jego kino mające odniesienia do współczesnej ludzkiej egzystencji, pełne jest detali i często opisywane przez krytyków jako irański neorealizm. Zebrani w Unit 24 Gallery mieli okazję zobaczyć próbkę możliwości Panahiego w filmie pod znamiennym tytułem „To nie jest film”. Wcześniej był on wyświetlany podczas festiwalu w Cannes